niedziela, 30 grudnia 2012

best of 2012

ladies and gentlemen, jesteśmy tu już rok. To znaczy ja tu tyle już jestem z moim pseudo-blogiem. Cóż, 365 dni temu tego dnia moja idea wydawała mi się dużo bardziej sensowna. W rzeczywistości jak widać strona nie jest specjalnie okazała. Okazało się, że nie jestem aż tak bardzo płodny w wartościowe teksty, a do tego na nadmiar wolnego czasu też nie narzekałem. Z drugiej strony mam tutaj w szkicach dwa niedokończone grudniowe posty, więc może coś jeszcze z tego będzie. Ogólnie strasznie muzyczny wyszedł mi ten blog. Wychodzi na to, że na takie tematy zawsze mam coś do powiedzenia. Dziś też będzie oczywiście o muzyce. To był długi rok. Fajnie, że przez ten czas znalazło się trochę osób, które coś tu przeczytały. Naprawdę fajnie jest mieć swoje miejsce w internecie, a jeszcze fajniej jak ktoś na nie zwraca uwagę. Doceniam to wszystko i dziękuję za feedback. No i informuję, że mimo wszystko jeszcze mi się ta cała zabawa nie znudziła.

Wiele się w tym 2012 roku wydarzyło. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi to muszę powiedzieć, że bez względu na wszystko drugi taki rok się nie zdarzy. Nie mam zamiaru roztkliwiać się tu nad wydarzeniami osobistymi lub światowymi, lecz skupię się już niemal tradycyjnie na muzyce. W końcu w tym roku zacząłem  coś w rodzaju kariery dziennikarza muzycznego. Patetycznie to brzmi, a tak naprawdę wyszło mi ledwie kilka tekstów.. niemniej jednak to coś dla mnie ważnego i wartego odnotowania. W presylwestrowym klimacie prezentuje więc moje the best of 2012 - wszystko bardzo bardzo subiektywnie.

Ogólnie mam mieszane uczucia - z jednej strony poziom tegorocznych nowości był zaskakująco wysoki i sam nadrabiał je będę pewnie jeszcze długi czas, z drugiej strony mamy do czynienia z tym o czym pisałem o nowej płycie Muse - ci, od których oczekujemy najwięcej wydali naprawdę słabe produkcje, choć oczywiście są wyjątki, o których będzie już tu poniżej...

(w podsumowaniu brały udział tylko nagrania publikowane w roku 2012)


ALBUM ROKU 2012


10. DRY THE RIVER - SHALLOW BED
Jedno z tegorocznych odkryć, o których do tego mogę powiedzieć, że słyszałem ich na żywo. No i jakiż świetny to był koncert! Duże zaskoczenie biorąc pod uwagę, że przed Open'erem praktycznie nie miałem o nich większego pojęcia. Ten album jest naprawdę bardzo dobry. Trochę się dziwię, że jest pomijany w większości podsumowań, no ale starałem się aż tak bardzo nie wzorować na NME czy Pitchforku..

9. THE MAGNETIC NORTH - ORKNEY SYMPHONY OF THE MAGNETIC NORTH
..no i tego też nie znajdziecie w większości podsumowań. W sumie też w normalnych warunkach bym na to nie trafił, ale dostało mi się zadanie zrecenzowania tej płyty na Brand New Anthem. Muszę przyznać, że jest to coś innego niż wszystko. Symfonia pięknych dźwięków przenosząca nas na Orkady - jeśli wierzyć w muzykę The Magnetic North to musi być to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Wielka doza magii jest na tym albumie.

8. SIGUR RÓS - VALTARI
Znowu to zrobili. Znowu wydali album pełen po prostu przepięknej muzyki. I to jest chyba najważniejsze - nie rozsądzanie czy to jeden z gorszych albumów Islandczyków. Do mnie ich twórczość chyba nigdy nie przestanie przemawiać.. nawet jeśli nie rozumiem ani słowa po islandzku.

7. ALT-J - AN AWESOME WAVE
Kolejna lokata to zespół, na który w tym roku był całkiem niezły hype - w końcu dostali Mercury Prize czy coś. Chyba w ten sposób się zresztą na nich natknąłem.. anyway, czymkolwiek by ich w tym roku nie obdarować to na pewno na to zasłużyli. Naprawdę świetna płyta, fajne, oryginalne granie. Approved by hipsters and me.


6. TAME IMPALA - LONERISM
W sumie to powinni być nawet wyżej. Ogólnie to ten album jest ofiarą dorocznego nadrabiania całorocznych zaległości w grudniu śledząc podsumowania roku na portalach muzycznych, po to, żeby w moim własnym podsumowaniu o czymś nie zapomnieć. O Tame Impala naprawdę nie wolno zapominać w tym roku. W 2013 też o nich nie zapominajcie, zwłaszcza jak się zdarzy jakiś koncercik. Są świetni, bo grają jakby mieli w składzie Syda Barretta i na nowo tworzyli Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band. Wbrew pozorom to coś dość.. niepowtarzalnego. Koniecznie zwrócić uwagę, bo mało kto gra dzisiaj tak fajnie.

5. THE VACCINES - COME OF AGE
Jeśli ta lista nazywałaby się 'najbardziej ambitne albumy roku' lub 'najbardziej odkrywcza muzyka 2012' to ta płyta nie znalazła by się nawet w TOP100 takiej listy. I co z tego skoro ten album wyjął mi z życia sporo czasu i to niemal natychmiast po swojej premierze? Raczej prosta melodia, raczej prosty przekaz, raczej to samo co przy debiutanckim albumie tego zespołu, ale The Vaccines przychodzi to wszystko tak naturalnie, że można poczuć, że tę muzykę ktoś tworzył poniekąd dla mnie. No i strasznie fajnie, że się obronili kolejną dobrą płytą po świetnym debiucie.

4. JESSIE WARE - DEVOTION
Opuszczenie koncertu tej pani na tegorocznym Openerze to jedna z moich osobistych porażek roku. Nigdy bym się nie spodziewał, że jej muzyka tak mi się spodoba i wyjdzie z niej taka gwiazda. Cieszy mnie każdy kontakt z jej twórczością - choćby w Radiu Zet. Ogólnie myślę, że jeszcze najlepsze przed nami, a o Jessie Ware będzie naprawdę głośno. I to już nie dlatego, że współpracowała z SBTRKT, ale to z nią będą chcieli wszyscy grać i wszyscy jej słuchać.

3. JACK WHITE - BLUNDERBUSS
No cóż, a o tym gościu zostało powiedziane już tyle, że każda kolejna opinia będzie już powtórką, a samo przedstawienie go jako niesamowitego jest najłagodniejszym z banałów. Nawet jeśli każdy jego kolejny projekt będzie brzmiał podobnie jak poprzedni to zdecydowanie należy mu się miano jednego ze zbawicieli współczesnej sceny muzycznej. Bo on znowu to zrobił. Znowu wydał dzieło genialne, nareszcie jako Jack White. Oby tylko tak dalej, choć akurat temu muzykowi tego nie trzeba mówić.

2. THE XX - COEXIST
Różnie można oceniać tę płytę. Bardzo prosto ją spłycić, treść uznać za wtórną i niedorastającą do pięt debiutanckiemu albumowi. Moja opinia jest kompletnie przeciwna. Najpiękniejsza w tym albumie jest jego pewna intymność, drugie dno. Czuję, że w tych kompozycjach jest naprawdę wiele do odkrycia. Na tym albumie nie ma jakiś materiałów na hity (z wyjątkiem Angels), ale są takie utwory jak choćby Missing - z wewnętrzną siłą pobudzającą zmysły. Piękna sprawa.

1. KAMP! - KAMP!
Strasznie nienaturalnie się z tym czuję. Nie jestem przekonany co do słuszności tej lokaty, ale tak naprawdę co do żadnego albumu nie miałbym więcej pewności. Jak to się stało, że płyta roku 2012 to elektronika? I to w dodatku z Polski? Z jednej strony to pewien znak czasów. O ile zostałem wychowany na muzyce gitarowej to dziś już trzeba pogodzić się z wszechobecnymi syntezatorami. W tym roku zdecydowanie się z tym oswoiłem i naprawdę ilość świetnej muzyki do eksploracji jest wręcz nieograniczona. Dlaczego KAMP!? Wydaje mi się, że jest to jedyna tegoroczna płyta, przy której nie znalazłem żadnego mankamentu. Od pierwszego odsłuchania, od pierwszych sekund Oaxaca, aż do końcówki Sirocco jest to dzieło wręcz doskonałe. Nic bym w nim nie zmienił, jest idealnie spójne i kompletne. No i nigdy, naprawdę nigdy bym się nie spodziewał, że w Polsce możemy mieć tak dobrą muzykę. Niech to pierwsze miejsce będzie więc takie symboliczne, bo tak naprawdę nie ma zdecydowanego numeru jeden w 2012 roku.



SINGIEL ROKU 2012


10. PAUL BANKS - SUMMERTIME IS COMING
Miało być Gangnam Style, ale pomyślałem, że to będzie bardziej pozytywna niespodzianka. Do Banksa za dokonania z Interpol wręcz należy mieć sentyment. Szkoda, że porzucił swój przydomek - sam bym bardzo chciał nazywać się Julian Plenti. Wszystko to jednak ma związek z poszukiwaniem drogi w solowej twórczości. Niestety wydaje mi się, że tegoroczny album Banks nie przyniósł oczekiwanej odpowiedzi ani artyście, ani fanom. Jest tylko jeden wyjątek. Właśnie Summetime Is Coming.

9. MUCHY - ZAMARZAM
To był owocny rok dla tego zespołu. Nowa płyta, wraz z nią film i trasa koncertowa, przy okazji której miałem szansę zweryfikować fajność nowych nagrań. I tak jak już ogłaszałem wcześniej - całe chcecicospowiedziec jest świetne zarówno w całości, jak i w pojedyńczych kęsach. Zamarzam to taka wisieńka na torcie. Aż chciałoby się, żeby utwór trwał duużo więcej niż 2 minuty..

8. MUMFORD & SONS - I WILL WAIT
Niezbyt lubię pastwienie się nad tzw. syndromem drugiej płyty, ale Mumfordzi zdali ten egzamin, zwłaszcza medialnie. Ten utwór jest tego idealnym potwierdzeniem. Żaden singiel z debiutanckiej płyty nie wkręcał się tak bardzo jak ta piosenka. Co więcej - w ogóle w tym roku ciężko było o utwór, który miałby jeszcze większe właściwości zapętlania się w głowie słuchacza.

7.  TAME IMPALA - ELEPHANT
Znów mogę napisać to samo co przy liście albumów - naprawdę mało kto dzisiaj potrafi tak fajnie grać. Ten utwór zdecydowanie należy do gatunku mocarnych i niezwykle uzależniających. Co tu dużo mówić - to po prostu bezdyskusyjnie bardzo dobra muzyka.

6. BAT FOR LASHES - LAURA
Kolejne z serii "odkryte o kilka miesięcy za późno". Upewnijcie się, żeby i przez Was to nagranie zostało odkryte. Nie sądziłem, że w twórczości tego zespołu znajdę taką perełkę. Zdecydowanie jedna z najpiękniejszych piosenek tego roku.

5. BRODKA - DANCING SHOES (KAMP! REMIX)
Oto kwintesencja tego, co dziś najlepsze w polskiej muzyce. Brodka, która pozbyła się miana piosenkarki dla gimnazjalistek oglądających Vivę na rzecz muzyki alternatywnej w remiksie prawdopodobnie aktualnie najlepszych elektronicznych speców. Po prostu idealne kooperacja. Polecam na Sylwestra i każdą inną imprezę. Do pobujania się w domu też pasuje.

4. BLUR - UNDER THE WESTWAY
To był też rok bardzo związany z Blur. Reaktywacja, kilka koncertów i dwa nowe utwory specjalnie na występ w Hyde Parku. O ile The Puritan jest dość kontrowersyjny i raczej średnio udany to Under The Westway to klasyczne Blur z najlepszych czasów. Piękna ballada, bardzo w stylu Damona. Ten zespół mógłby stworzyć jeszcze album będący arcydziełem, zdecydowanie nadal są do tego zdolni.

3. JESSIE WARE - WILDEST MOMENTS
Ciężko powiedzieć dlaczego tak uwielbiam tę piosenkę. W zasadzie to jedna z wielu takich o miłości. A jednak jest w niej coś niepowtarzalnego. Coś, co sprawia, że ten utwór nigdy się mi nie znudzi. Wspaniała synteza przepięknego wokalu i ładnej melodii. Naprawdę nie miałbym nic przeciwko, by ten utwór stał się wielkim hitem. I to takim naprawdę wielkim.

2. JACK WHITE - LOVE INTERRUPTION
Pewnie obecność White'a na wysokim miejscu nie jest wielką sensacją, jednak nad samym wyborem singla możnaby się chwilę zastanwoić. Mamy do wyboru niezwykle energetyczne Sixteen Saltines, bluesowe Freedom at 21, bardzo White'owe I'm Shakin, no i właśnie Love Interruption. Wydaje mi się, że jest to utwór, który najbardziej pokazuje kreatywność muzyka i jego nieograniczoną zdolność do urozmaicania swojej twórczości. Addictive!

1. THE XX - ANGELS
Nie miałem większych wątpliwości - wokal Romy oraz łagodne brzmienie gitary i basów to po prostu miód. Nagranie urzekające, przeszywające serce słuchacza i pozostawiające po sobie wielką chęć przeżycia tego wszystkiego jeszcze raz. Piękność w każdym calu, przez całe magiczne 2 minuty i 52 sekundy.


ZAWÓD ROKU 2012

3. CRYSTAL CASTLES - III
Szczerze? Nie miałem okazji wcześniej słuchać tego zespołu. Niemniej jednak uchodzili dla mnie zawsze za jednych z głównych kreatorów sceny elektronicznej. Nowa płyta wydawała mi się idealną okazją, by sprawdzić czy te szumne rekomendacje mają w sobie jakiś sens. Niestety - jak dla mnie nie mają go zbyt wiele. Na podstawie tego albumu kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu Crystal Castles. Nie chcę się przez to do nich zrażać, ale zdecydowanie więcej się spodziewałem po tym albumie.

2. THE KILLERS - BATTLE BORN
Zawsze w tej kategorii mam najwięcej do powiedzenia. Tyle, że problemem Killersów z ich ostatnią płytą jest to, że naprawdę nie ma o czym gadać. Wielka fama, reklamy na iTunes i VEVO to trochę taki pic na wodę. Nie mówię, że ten album jest jakiś fatalny, że nie da go się słuchać. To po prostu przeciętna płyta. Nihil novi. Nie ma tutaj nawet przy czym specjalnie się zatrzymywać - całość brzmi jak jedna długa bezpłciowa kompozycja. Nawet nie ośmieliłbym się porównać jakiegokolwiek utworu choćby do niezapomnianego All These Things That I've Done.

1. MUSE - THE 2ND LAW
Już się raz pod tym adresem sporo rozpisałem na temat tego albumu. Po prostu im to nie wyszło. Dziwny patos, dziwne inspiracje, dziwny album. Dziwne w znaczeniu wyjątkowo pejoratywnym. Oto idealny przykład na to, że wielkie idee i ambicje wcale nie muszą oznaczać wyprodukowania akceptowalnego dzieła. Przede wszystkim to dla mnie też bardzo osobisty zawód.

ODKRYCIA ROKU

Będzie trochę inaczej, bo muzyki zupełnie nowej dla mnie w tym roku było po prostu za dużo bym był w stanie je jednoznacznie podsumować. Przy okazji KAMP! pisałem już o przyjemnym obcowaniu z muzyką elektroniczną. KAMP! to też świetny przykład na coś jeszcze - jest nadzieja dla polskiej muzyki! Zawsze byłem raczej sceptyczny wobec rodzimej sceny muzycznej. Jedynie Myslovitz czy Hey ratowały sprawę. W tym roku zdałem sobie sprawę, że mamy spory potencjał. Począwszy właśnie od KAMP!, kończąc na wspomnianej również wcześniej Brodce, która wydała w tym roku genialną EPkę. Naprawdę trudno uwierzyć, że Varsovie wyszło spod tej samej ręki co choćby Miałeś być. Rockowo również nieźle stoimy. Neo Retros też brzmią jakby przyjechał do nas dobry zespół z Zachodu. No i Muchy! Genialna, bardzo dojrzała nowa płyta, która naprawdę sporo nam namieszała. Najlepsze jest to, że przykłady można jeszcze mnożyć. Mogę się dziś posłużyć tylko w pewnym sensie autokrytyką - cudzie chwalicie, swojego nie znacie.

TELEDYSK ROKU

Tu też sobie oszukam. Wszystkie miejsca na podium, a także kilka poza nim należą się Sigur Rós za Valtari Mystery Film Experiment. Wspaniała idea i kolejny dowód na to, że kreatywność tego zespołu nie zna granic. Najpierw producenci filmowi tworzyli niskobudżetowe teledyski dostając wolną rękę - mieli nakręcić to, co pierwsze im przyjdzie na myśl po przesłuchaniu utworów na Valtari. Stąd np. jeden z teledysków do Ekki múkk (po polsku "oddychaj") to kurs postępowania w wypadku zakrztuszenia się. Później formuła rozszerzyła się - filmy mógł tworzyć już każdy. A później całość była wyświetlana w różnych klimatycznych miejsach. Well done, Sigur Rós, well done!

KONCERT ROKU
W 2012 już mam z czego wybierać. Pod względem koncertowym był to dla mnie po prostu wspaniały rok.

3. ÓLAFUR ARNALDS @ BLUE NOTE, POZNAŃ
Po wieczorze w Poznaniu z cudowną muzyką Islandczyka byłem jak obłoczek. Nawiązując do pewnego romansidła dla dziewczyn, które miałem ostatnio przyjemność oglądać czułem się wtedy jakbym był trzy metry nad niebem. Zapis emocji wywołanych tego dnia nie zmieściłby mi się w ogóle na tym blogu, dlatego napiszę tylko jedno - każda w jakikolwiek sposób wrażliwa osoba powinna kiedyś znaleźć się na koncercie Ólafura.

2. M83 @ OPEN'ER FESTIVAL, GDYNIA
To był genialny Open'er, jak już pewnie wiecie. Każdy festiwalowicz miał pewnie swoją ulubioną godzinę, swój ulubiony moment. Dla mnie był to koncert M83 na Tent Stage. Ciężko jest oddać atmosferę, która panowała w tym czasie w wielkim namiocie. To nic, że byłem już pozbawiony siły do życia - musiałem tam być. Midnight City było po prostu niezapomniane. Nigdy nie spotkałem się z taką reakcją publiczności, z taką euforią i aplauzem. Zupełnie jakby właśnie stało się coś na skalę dziejów świata. I tak trochę było.

1. KASABIAN @ IMPACT FESTIVAL, WARSZAWA
Nie mogło być inaczej. Nareszcie udało mi się trafić na koncert mojego ulubionego zespołu. I to jaki koncert! To nic, że stałem kilometr od sceny, że byłem otoczony sztywnymi fanami RHCP, że byłem na antybiotyku, a agonia pomyliła mi się z euforią. Po prostu byłem tam, zobaczyłem i usłyszałem ich na żywo. No i co najważniejsze - nie zawiodłem się w żadnym stopniu.


NADZIEJE NA 2013?

Bilansując ten punkt z poprzedniego roku muszę przyznać, że niemal wszystko się udało. Blur się reaktywowało, zaliczyłem pełno koncertów i znów rozszerzyłem swoje horyzonty. Problem w tym, że ciężko mi teraz sprecyzować moje oczekiwania na nowy rok. Bilet na Blur na Open'erze już mam. Mam nadzieję, że będzie to kolejny niezapomniany festiwal. Do tego chciałbym zaliczyć jeszcze parę dobrych koncertów (tylko żeby wszystkie nie wypadły mi w czasie matur..), np. Sigur Rós. Jeśli chodzi o nowe wydawnictwa to naprawdę nie wiem czego można się spodziewać. Mogę napisać jedynie o Foals, bo to co już pokazali z nowej płyty jest absolutnie fenomenalne. Poza tym życzę zarówno sobie jak i Wam wszystkim - jak najwięcej dobrej muzyki i jak najwięcej niezwykłych odkryć, bo to zapewni Wam naprawdę wiele niesamowitych uczuć, nawet jeśli będziecie w tym czasie siedzieć przy laptopie z jakimś niesmacznym drinkiem w dłoni.

Wszystkiego dobrego!