piątek, 6 kwietnia 2012

4 lata na last.fm

Powodem dla dzisiejszego wpisu jest czwarta rocznica założenia mojego konta na last.fm - o, właśnie tego:  http://www.lastfm.pl/user/IcEnzo

No to pewnie kolejna reklama jakieś stronki? Niezupełnie. Może tak to wszystko zabrzmieć, ale tak naprawdę wcale nie o to mi chodzi. A na Music is jestem aktualnie mocno obrażony...

O co w ogóle chodzi z tym last.fm? No cóż, zawsze mam wielki problem, żeby komuś uświadomić jak fajny jest ten portal. Przecież w teorii to w zasadzie wygląda to wręcz drętwo. Słuchasz muzyki na komputerze, a przez odbywający się proces tak zwanego scrobblingu wszystko pokazuje się na Twoim profilu na stronce. Niby okej, może nawet fajne, ale jakoś niespecjalnie zachęca do poświęcenia czasu na założenie konta i ściągnięcie programu, a i na samym portalu za pierwszym razem można się trochę pogubić. I może na początku, zwłaszcza jak się nie ma znajomych, rzeczywiście last.fm wydaje się nieco bezsensowne, ale z doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że nie ma nic bardziej mylnego. Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że wolę last.fm od fejsbuka.
Preferuję tutejszą społeczność, bo jest mniej pozerska, mniej sztucznie kreowana. Ludzie tu wyrażają się takimi jakimi są. Przeglądanie biblioteki na last.fm jest dla mnie o wiele ciekawsze niż stalkowanie na fejsie. I w niektórych przypadkach potrafi powiedzieć o wiele więcej. No ale tu chyba nie o to tu chodzi.. Prawdę mówiąc to chyba jedno z najlepszych miejsc w internecie, by poszerzać muzyczne horyzonty. Dostajecie propozycje, zawsze macie podanych podobnych wykonawców, no i można zgapiać od sąsiadów. Albo wpisywać jakiś tag i wybierać piosenkę wg fajności tytułu. Zdecydowanie bez last.fm nie znałbym dużej części artystów stanowiących moje upododobania.
Jednak tym co mogę powiedzieć po 4 latach jest to, że im dłużej masz konto tym bardziej jesteś dumny ze swojego profilu. Moje konto stanowi dziś wielki pomnik mojego gustu muzycznego. To taki manifest eklektyczności i okazałości tego czego słucham na co dzień na komputerze. 4 lata. W chwili pisania posta dokładnie 78 000 odtworzeń (pisanie posta przedłużyło mi się na jakieś 2 tygodnie i właśnie dobijam do granicy 79 000). 54 utwory dziennie. 567 wykonawców. Kilka statystyk, a już się czuję dużo bardziej wartościowo. Może jestem jedynym, który to tak odbiera, ale myślę, że dla każdego fana muzyki obok kolekcji nagrań drugą najbardziej budującą rzeczą powinien być obfity profil na last.fm. W moim przypadku idealnie pokazuje ewolucję mojego gustu. Widać też wpływ muzyki na wydarzenia w moim życiu. Albo to jak dwa zupełnie różne zespoły lub wykonawcy potrafią pochłonąć niemal identyczną część mojego czasu. Elbow i The White Stripes, The Kooks i The Smashing Pumpkins, The Rolling Stones i Ólafur Arnalds, Travis i Queen, John Lennon i Bob Marley, Beck i Metallica, Dire Straits i Gorillaz, Calvin Harris i System of a Down, Sting i David Gilmour - zadziwiające jak wiele z tych par stanowi albo kompletną abstrakcję poprzez nawet pojawienie się w jednym zdaniu obok siebie, albo zwyczajnie do siebie nie pasuje, a jednak w moich statystykach ze sobą sąsiadują.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że przy niektórych mój profil to pikuś, a to na co ja się jaram jak Londyn w 1666 roku to nic wielkiego, a wręcz normalnego. Ale to chyba też stanowi pewien smaczek, bo zupełnie się tym nie przejmuję. Mimo, że nadal dążę do poszerzania granic tego co lubię w muzyce to jednak wyznaję zasadę, że słucham najlepszej muzyki na świecie. Brzmi mało skromnie? Tak, ale przecież i Wy słuchacie tego co Wam się najbardziej podoba, czyli innymi słowy tego co uznajecie za dla Was najlepsze na świecie. No chyba, że jedynym źródłem muzyki jest dla Was Radio Planeta lub Viva. To wtedy nie macie prawa tak mówić.
I jako, że nadal jestem trochę pod wpływem mojej ulubionej sceny z 'Leona Zawodowca' to parafrazując Gary'ego Oldmana:
everyone should have a last.fm account.
- what do you mean everyone?
- EVERYONE!

P.S. wiem, że dizajn trochę ssący, ale przynajmniej nie jest takim samym schematem jaki mają wszyscy. :D