Cześć, jeszcze o blogu nie zapomniałem. I nie martwcie się, nie napiszę nic o Euro. W sumie nie napiszę nic specjalnie twórczego nawet. Raczej będzie krótki komunikat z bonusem.
Pamiętacie może, że pisałem kiedyś o jakimś portalu muzycznym, na który mam niby pisać? Zapomnijcie. Mam już innego 'pracodawcę'.
www.newanthem.pl
Mam nadzieję, że tu będzie owocniej niż było to poprzednio.. niemniej jednak polecam bardzo ten portal, naprawdę super ekipa, sporo newsów, recenzje, relacje, wywiady, no i konkursy - teraz nawet karnet na Off'a można wygrać. No i coś ode mnie przeczytać. Trochę niusików już dałem, szykuje się pierwsza recenzja. Czytać, lajkować, propsować.
Nic tutaj nie pisałem już przez szmat czasu. Prawda jest taka, że w głowie cały czas mam sporo przemyśleń i innych rzeczy, którymi chętnie bym się tutaj dzielił i mam nadzieję, że w okresie nadchodzącym będę się tak nudził, że będę tu pisał naprawdę często. Obiecuję, że będzie coś jeszcze przed Openerem.
A za lojalność bonus - moja recenzja płyty KAISER CHIEFS – START THE REVOLUTION WITHOUT ME
„Niezdecydowani”
To tak naprawdę nie jest nowy album – nagrania były dostępne już w zeszłym roku na wydawnictwie „Future Is Medieval”. „Start The Revolution Without Me” to po prostu wydanie na rynek amerykański z ujednoliconą listą utworów, nowym tytułem i okładką. Pomimo to, że piszę teraz z Wielkopolski, a nie chociażby z Chicago to jednak chyba wystarczająco dobra okazja, by napisać o tym jak sobie teraz radzi Kaiser Chiefs.
Chyba wszyscy pamiętamy ich z wręcz nieśmiertelnego „Ruby”, ale aż trudno uwierzyć, że od ich debiutu mającego miejsce podczas boomu na zespoły indie rockowe mija właśnie 7 lat. Przez ten czas sporo nam się w muzyce zmieniło – gitary zostały wyparte przez syntezatory. O ile ten temat to materiał na oddzielną rozprawę, to jednak bez wątpienia brytyjska grupa nie zniosła tego najlepiej. Czy 3 lata ciszy od wydania nie najlepszego „Off with their heads” przyniosło zmiany na lepsze?
Słuchając ostatniego albumu odnoszę wrażenie, że interesujący pomysł na „Future is Medieval” w postaci możliwości stworzenia własnej okładki i samodzielnego wybrania piosenek na płytę wziął się nie tylko z wpływu ostatnio rosnącej tendencji ku personalizacji wydawnictw, ale także po prostu z braku zdecydowania. Kaiser Chiefs nie można zarzucić tworzenia na jedno kopyto – prędzej posądziłbym ich o swego rodzaju zatracenie tożsamości. Przez to jest tu trochę chaotycznie, a to męczące. Mamy tu zapędy na granie nieco ostrzejsze niż to, do którego brytyjczycy nas przyzwyczaili, ale także są tu piosenki brzmiące niemal jak Kraftwerk. I prawdę mówiąc nie jestem fanem żadnej z tych grup, a w szczególności tej romansującej z elektroniką. Na szczęście jest też kilka utworów typowo 'kajzerkowych', czy choćby coś tak nie pasującego do reszty jak kończące album akustyczne „If You Will Have Me”, które przypomina mi „Boxing Champ” i „Love's Not a Competition (But I'm Winning)” z „Employment”. Największe nadzieje daje singiel „Kinda Girl You Are”, który robi dokładnie to co potrafilły robić piosenki z dwóch pierwszych płyt – wkręca się i wywołuje uśmiech na twarzy już po pierwszym przesłuchaniu. Ale pomimo bardzo interesującego „Man On Mars”, które wydaje mi się jedynym nowym udanym eksperymentem tej płyty, oraz paru kawałków godnych zapamiętania myślę, że to wszystko to za mało. Co gorsza, to nie tylko za mało jak na Kaiser Chiefs. To za mało, żeby uznać „Start The Revolution Without Me” (lub jak kto woli „Future is Medieval”) za wystarczająco dobry album nawet bez zwracania uwagi na to kto go nagrał.
Czy będą oni coś jeszcze kiedyś warci? Nie mam prawa zabierać im szansy, nie mogę odmówić im wielkich ambicji, ale Kaiser Chiefs stali się po prostu bezpłciowi. Proponuję po prostu włączyć sobie stare dobre „Your Truly, Angry Mob” - jest to sugestia nie tylko dla Was, drogich czytelników, ale również dla panów z Leeds – może się na coś zdecydujecie.
Mam nadzieję, że tu będzie owocniej niż było to poprzednio.. niemniej jednak polecam bardzo ten portal, naprawdę super ekipa, sporo newsów, recenzje, relacje, wywiady, no i konkursy - teraz nawet karnet na Off'a można wygrać. No i coś ode mnie przeczytać. Trochę niusików już dałem, szykuje się pierwsza recenzja. Czytać, lajkować, propsować.
Nic tutaj nie pisałem już przez szmat czasu. Prawda jest taka, że w głowie cały czas mam sporo przemyśleń i innych rzeczy, którymi chętnie bym się tutaj dzielił i mam nadzieję, że w okresie nadchodzącym będę się tak nudził, że będę tu pisał naprawdę często. Obiecuję, że będzie coś jeszcze przed Openerem.
A za lojalność bonus - moja recenzja płyty KAISER CHIEFS – START THE REVOLUTION WITHOUT ME
„Niezdecydowani”
To tak naprawdę nie jest nowy album – nagrania były dostępne już w zeszłym roku na wydawnictwie „Future Is Medieval”. „Start The Revolution Without Me” to po prostu wydanie na rynek amerykański z ujednoliconą listą utworów, nowym tytułem i okładką. Pomimo to, że piszę teraz z Wielkopolski, a nie chociażby z Chicago to jednak chyba wystarczająco dobra okazja, by napisać o tym jak sobie teraz radzi Kaiser Chiefs.
Chyba wszyscy pamiętamy ich z wręcz nieśmiertelnego „Ruby”, ale aż trudno uwierzyć, że od ich debiutu mającego miejsce podczas boomu na zespoły indie rockowe mija właśnie 7 lat. Przez ten czas sporo nam się w muzyce zmieniło – gitary zostały wyparte przez syntezatory. O ile ten temat to materiał na oddzielną rozprawę, to jednak bez wątpienia brytyjska grupa nie zniosła tego najlepiej. Czy 3 lata ciszy od wydania nie najlepszego „Off with their heads” przyniosło zmiany na lepsze?
Słuchając ostatniego albumu odnoszę wrażenie, że interesujący pomysł na „Future is Medieval” w postaci możliwości stworzenia własnej okładki i samodzielnego wybrania piosenek na płytę wziął się nie tylko z wpływu ostatnio rosnącej tendencji ku personalizacji wydawnictw, ale także po prostu z braku zdecydowania. Kaiser Chiefs nie można zarzucić tworzenia na jedno kopyto – prędzej posądziłbym ich o swego rodzaju zatracenie tożsamości. Przez to jest tu trochę chaotycznie, a to męczące. Mamy tu zapędy na granie nieco ostrzejsze niż to, do którego brytyjczycy nas przyzwyczaili, ale także są tu piosenki brzmiące niemal jak Kraftwerk. I prawdę mówiąc nie jestem fanem żadnej z tych grup, a w szczególności tej romansującej z elektroniką. Na szczęście jest też kilka utworów typowo 'kajzerkowych', czy choćby coś tak nie pasującego do reszty jak kończące album akustyczne „If You Will Have Me”, które przypomina mi „Boxing Champ” i „Love's Not a Competition (But I'm Winning)” z „Employment”. Największe nadzieje daje singiel „Kinda Girl You Are”, który robi dokładnie to co potrafilły robić piosenki z dwóch pierwszych płyt – wkręca się i wywołuje uśmiech na twarzy już po pierwszym przesłuchaniu. Ale pomimo bardzo interesującego „Man On Mars”, które wydaje mi się jedynym nowym udanym eksperymentem tej płyty, oraz paru kawałków godnych zapamiętania myślę, że to wszystko to za mało. Co gorsza, to nie tylko za mało jak na Kaiser Chiefs. To za mało, żeby uznać „Start The Revolution Without Me” (lub jak kto woli „Future is Medieval”) za wystarczająco dobry album nawet bez zwracania uwagi na to kto go nagrał.
Czy będą oni coś jeszcze kiedyś warci? Nie mam prawa zabierać im szansy, nie mogę odmówić im wielkich ambicji, ale Kaiser Chiefs stali się po prostu bezpłciowi. Proponuję po prostu włączyć sobie stare dobre „Your Truly, Angry Mob” - jest to sugestia nie tylko dla Was, drogich czytelników, ale również dla panów z Leeds – może się na coś zdecydujecie.
4,5/10
hmmm ... po pierwsze gratuluję nowej pracy w serwisie. ;)
OdpowiedzUsuńpo drugie. ... hmmm każdy ma swoje zdanie i swój gust.
Ja Indie słucham gdzieś od niecałego roku (tak więcej i więcej), między innymi dzięki naszym wspólnym znajomym. I niby próbuje nadrabiać zaległości (tj. słuchać starszych płyt, wydanych wcześniej), to słuchanie Kaisera zacząłem od słuchania właśnie najnowszej płyty i od piosenki Man on Mars <3 która jest tak banalna a piękna i dobrze mi się kojarzy :)
Wracając do tematu ... zacząłem ich słuchać od płyty 'The future is medieval', która bardzo przypadła mi do gustu ... ja jednak nie mam nic do syntezatorów ale wiadomo nie może ich być za dużo ... ;)
poprzednie płyty Kaisera przesłuchałem powierzchownie i mało piosenek jakoś utkwiło mi w głowie ...
a ta płyta ma coś w sobie, i bardzo często do niej wracam ...
wiadomo każdy ma swój gust ;)
Po kaiserze był Kasabian mało piosenek nie przypadło mi do gustu, znam całą dyskografię uwielbiam ich piosenki, są bardziej elektroniczne ale mi to pasuje. :D
Ogólnie to czekam na kolejne posty ;)
Ps.
przepraszam, że tak chaotycznie ale niestety milion myśli na raz w głowie ... :(