czwartek, 22 marca 2012

Ólafur Arnalds @ Blue Note, Poznań (20.03.2012)

Nie powinno mnie tam być. Nie powinienem w ogóle interesować się takimi koncertami. Przecież nawet maturę dopiero za rok piszę.. Pomimo to, że z tymi stereotypami się kompletnie nie zgadzam to wydaje mi się, że zaliczyłem już muzyczny egzamin dojrzałości. Ólafur Arnalds tworzy bowiem muzykę klasyczną w nietuzinkowy sposób wpisując się w zarys tego gatunku. Wydaje się więc, że to trudny koncert dla purystów – nic bardziej mylnego.

Najpierw jednak na scenie zagościł 'człowiek-orkiestra' czyli supportujący GRABEK. Bardzo krótki występ pokazał czego można się spodziewać także po polskiej scenie muzycznej. Wprowadził w poznańskim Blue Note niezwykłą atmosferę – atmosferę absolutnej ciszy podczas piosenek, która z małymi 'klubowymi' wyjątkami utrzymała się aż do końca.

Kiedy do fortepianu przysiadł nareszcie wyczekiwany Islandczyk to każdy kolejny dźwięk utwierdzał mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z czymś więcej niż muzyką i z kimś więcej niż artystą. Nie znam się na scenie klasycznej, nie jestem ekspertem ani wiernym słuchaczem tego gatunku, lecz to nie ma żadnego znaczenia. Każdy, kto miał okazję posłuchać Ólafura i ma choć za grosz wrażliwości wie o czym mówię. Od momentu, gdy dołączyło do niego dwóch innych panów odpowiedzialnych za instrumenty smyczkowe można było tylko zamknąć oczy i odpłynąć na fali niesamowitych dźwięków. Pojawiło się majestatyczne Poland, napisane zresztą przed rokiem właśnie w Poznaniu i poprzedzone anegdotą o polskich drogach i polskiej wódce. Widownia została uraczona też improwizacją, którą sam muzyk bardzo skromnie ocenił jako 'above average'. Punktem kulminacyjnym określiłbym niewiarygodne wykonanie piosenki 3326 przez skrzypka. Powalające.
W świetny sposób zaprezentowanych zostało kilka piosenek z nadchodzącego albumu oraz z Living Room Songs w tym znakomite Near Light.

Mogłoby się wydawać, że za takimi kompozycjami powinna stać jakaś wielka orkiestra, która na pierwszy rzut oka robi wielkie wrażenie. Ale w tym przypadku jest zupełnie przeciwnie – za wszystko odpowiedzialny jest skromny facet z uroczym akcentem opowiadający naprawdę miłe rzeczy między piosenkami, a podczas trasy koncertują tylko w trzy osoby. Ten brak takiego zimnego patosu w połączeniu z dozą elektroniki powoduje, że muzyka i atmosfera stają się bardzo przystępne. Dowodem na to jest fakt, że tego wieczoru w klubie dominowali młodzi, ale także bardzo różnorodni ludzie.

Koncert Ólafura Arnaldsa wywołał we mnie nieprzeciętne emocje. Wszyscy wrażliwi słuchacze bez problemu odnaleźli więź z każdym dźwiękiem wydobywającym się z fortepianu, skrzypiec czy syntezatora. Mało jest takich jak on artystów, których twórczość (która wydaje mi się niedoceniana) jest tak bliska znaczenia słowa „magia”.

czwartek, 15 marca 2012

Music is..

Dziś tylko taki krótki flash, a nawet powiedziałbym, że reklama.

Mam do czynienia z całkiem ciekawą inicjatywą - powstaje portal muzyczny Music is.


http://musicis.pl/

Polecam tam zaglądać czasem. Naprawdę interesująco się to wszystko zapowiada, mimo że portal stoi zaledwie kilka dni. Wygląda okazale, a przede wszystkim jest co poczytać. Newsy. Felietony. Informacje o koncertach i relacje z nich. Recenzje. Wywiady. Przede wszystkim dużo dobrej muzyki, głównie takiej, której nie znacie, a powinniście.
Reklamuję, bo naprawdę fajni ludzie w tym uczestniczą. W tym.. ja. Załapałem się i co jakiś czas można będzie nieco tam ode mnie poczytać - głównie recenzje płyt (i to takich, które sam słyszę po raz pierwszy), ale będą wpadać też newsy i pewnie parę różnych innych notek.
Co to oznacza dla tego bloga?
Cóź, nie za wiele. najalternatywniej nigdy nie miało być skupione wybitnie na muzyce, tak więc strat merytorycznych pewnie nie odnotujecie. A nawet jeśli zdarzy mi się coś ciekawego tam napisać to i tu wrzucę zapewne. Ogólnie całkiem łatwo zauważyć, że częstotliwość pojawiania się nowych wpisów na blogu nie jest zbyt wysoka i pewnie kariera redaktora nie wpłynie jakoś pozytywnie na to, ale będę się starał niezależnie od tego pisać w miarę możliwości. Bo chyba nawet wolę pisać na bloga. Może i nikt tego nie czyta, ale tutaj sam sobie rządzę. Sam sobie wybieram zakres i tematykę. Sam sobie narzucam warunki o czym i jak pisać. Do tego swoboda wyrażania w pełni swojego zdania.. w sumie już kiedyś mówiłem, że w kwestii muzyki nie można być obiektywnym, bo nie ma bardziej subiektywnie odczuwanej dziedziny życia niż sztuka, jednak na Music is będzie trochę z tym ostrożności.

Mam nadzieję, że portal się będzie rozwijał i będę miał sporo do pisania, a Wy sporo do czytania. Na dobry początek pierwsza recenzja i to od razu z serii 'nie znam się, to się wypowiem' - zespół Tennis i album "Young & Old".
http://musicis.pl/?p=759
Notabene całkiem przyjemna płytka, a tekst będzie się nam pewno milej czytało jak sobie włączycie jeszcze streama. Polecam.

A tu? Może coś motoryzacyjnego w końcu wpadnie, kto wie..
stay tuned.

P.S.
1000 wyświetleń - dzięki dzięki, na adsense sobie zarabiam :>
P.S. [2]
konia z rzędem dla tego Anonima, co pod poprzednim postem Nicka Cave'a wrzucił :>